Zawsze jak czytam list od A. przewartościowuje na nowo całą moją piramidę zamierzeń i pragnień (A. jest misjonarką w jednym z Domów Serca w Brazylii, które posługują w najbiedniejszych dzielnicach, najbiedniejszych miast). Zaczynam dostrzegać jak czasem jestem przyziemna i małostkowa. Zadaję sobie pytanie: czy na prawdę daję z siebie wszystko? Czy nie marnuję dobra, które mogę komuś podarować? Czy dostrzegam jak wiele dostałam od losu? Zazwyczaj tylko oczekuję, rozmyślam nad niepowodzeniami, dumam nad tym, co mogło by być lepsze... I nagle dostrzegam jak głupie i egoistyczne jest to z mojej strony. Jak mało daje się radości. Jak mało cieszę się z drobnostek. Jak niewiele jest zachwytu. I za każdym razem proszę o siły, by sprostać temu do czego mnie posłano...
A wszystko co mamy tutaj, to tylko chwila, która kiedyś minie.
+ jedno z bardzo starych zdjęć...
Muszę ci powiedzieć, ze czytam dopiero twoja 2 notke ale uważam ze swietnie piszesz! ;D
OdpowiedzUsuń