sobota, 23 marca 2013

Trochę słońca...

... na wszędobylską szarość.
Podwórko u dziadków z przeczuciem jesieni. Wspomnienie tego błękitu nieba przywraca nadzieję, że wiosna wcale o nas nie zapomniała, a jedynie skorzystała z usług PKP.


 
Gabrielle Aplin - Panic Cord



poniedziałek, 18 marca 2013

winter, go away eeeeey

Kiedy jakiś czas temu, podczas ataku gołoledzi w Krakowie, robiłam te zdjęcia myślałam, że będą to raczej ostatnie agonalne podrygi tej zimy. Jednak wyglądam przez okno i ze smutkiem stwierdzam, że zima od dawna nie była w tak świetnej formie. Ponoć tramwaje już w niektórych miejscach wszczęły bunt, a z rana emocje będą sięgać zenitu. Nie pamiętam żebym kiedykolwiek wcześniej odczuwała takie zmęczenie tą porą roku. Z przykrością przywdziewam codziennie kożuch, owijam się szczelnie ogromnym szalikiem i wkładam czapkę, pod której wpływem moje włosy przestają podlegać prawu grawitacji (Ooo elektryzowanie się wszystkiego wkoło... zima i tak jest zła, po co jeszcze to). Choć ostatnio jadąc tramwajem, próbując odtajać w tropikalnych warunkach krakowskiego MPK, zobaczyłam dziewczynę w trampkach. Nie, nie były to jakieś wypasione ocieplane trampki. Ale standardowe, szmaciane, w dodatku w kolorze cytrynowym. Jak widać warstwa śniegu, dla niektórych nie stanowi żadnego problemu.

Wiosno przyjdź, proszę!


A to kot. Na płocie sąsiada. Najprawdopodobniej jakiś ninja. Zawsze intrygowały mnie specyficzne miejsca wypoczynku przeciętnego kota. Jeszcze rozumiem miejscówki ciepłe - miałam takiego inteligenta, który uciął sobie drzemkę w popielniku pieca centralnego. Przeżył. Ale nadpaliło mu wąsy i grzbiet, na szczęście przebudził się jak mama dokładała. Ale spanie na takim płocie? Próbuję wczuć się w idee, że te metalowe zakończenia są na pewno arcy-wygodne i zapewniają nieporównywalny z niczym komfort, ale... chyba moja wyobraźnia, mimo wszystko, nie jest tak bogata.


Mój kot natomiast lubuje się w ubraniach. Szczególnie tych prosto z prania.


A na wspomnienie dobrego, ciepłego czasu wakacji Cover Gangnam Style, dziewczyny są tak zdolne i urocze, że nie przeszkadza mi nawet fakt, iż GS już z piętnaście razy wyszedł mi bokiem.



środa, 13 marca 2013

Rzeźby Yong Ho Ji - zmutowani OPONenci GMO

 “My concept is mutation—mutants”

Sporo czasu minęło od kiedy wspominałam Seung Mo Park'a, jednego z artystów, który zadziwił mnie swoim niesamowitym talentem wykorzystania nietypowego medium do stworzenia dzieła sztuki. I od tamtego czasu znalazłam kilku innych fascynujących twórców. Dziś chciałabym powiedzieć o jednym z nich. A mianowicie o Yong Ho Ji, koreańskim artyście który w swoich rzeźbach wykorzystuje nic innego jak... stare opony. I mogło by się zdawać, że jest to jedna z wielu prób zaskoczenia widzów dziwnym tworzywem, jednak za pracami Ji stoi całkiem spory przekaz, który jak sam twierdzi ma dla niego pierwszorzędne znaczenie. 


Opona. Pierwsze skojarzenia z tym słowem zwykle będą biegły gdzieś około czerni, samochodów, roweru (jeśli ktoś jest bardziej proekologiczny)... można by tu jeszcze wymieniać. Generalnie uznać ją można za jeden ze sztandarowych symboli industrializacji. Pojawia się w XIX wieku i uzależnia od siebie ludzkość. Czy ktoś mógłby wyobrazić sobie bez niej współczesny świat? Nagle wszystko stanęłoby w miejscu (Ok, część transportu faktycznie nie opiera się na nich, jednak jest to stosunkowo mała część). Po ponad stuleciu jej funkcjonowania ktoś wpadł na pomysł, by wykorzystać ją do tworzenia sztuki. I jak już wcześniej wspomniałam, nie tylko by uzyskać ciekawy efekt, ale właśnie przez fakt jak się nam ona kojarzy. 



Ten sztuczny materiał wykorzystany jest bowiem do stworzenia rzeźb mutantów. Tak właśnie. Na pierwszy rzut oka może nam się wydawać, że jest to stado bardziej lub mniej drapieżnych zwierząt. Realistycznych, nawet biorąc pod uwagę tak nietypowy materiał, który sam z siebie zupełnie nie nasuwa nam myśli o czymś ożywionym czy naturalnym. Jednak gdy przyjrzymy się bliżej zobaczymy, że choć przypominają nam je, to nie wszystko będzie takie jak powinno. W koncepcji swoich mutantów Ji podejmuje temat inżynierii genetycznej. Sposobu w jaki ingeruje się w żywe organizmy, jak próbuje się stworzyć nowe gatunki. Igra z naukowcami, stwarzając swoje własne krzyżówki. Ostrzega przed zbyt beztroskim eksploatowaniem przyrody. Przyglądając się jego rzeźbą bez trudu możemy dostrzec, że szczególnie interesują go gatunki zagrożone.

Rzeźby można podzielić na dwie zasadnicze grupy. Jedna z nich to grupa stworzeń, która daje nam się zidentyfikować, bowiem zmiany nie ingerują szczególnie w wygląd zewnętrzny. W drugiej natomiast łączy części dwóch różnych gatunków. Choć stworzenia sprawiają wrażenie drapieżnych i agresywnych z ich spojrzenia wyczytać możemy smutek i bezsilność. 


Ji Ho po mistrzowsku obchodzi się materiałem. Bierze pod uwagę poszczególne rodzaje opon: od tych używanych w pojazdach o sporych gabarytach, po miękkie opony rowerów. Dostosowując ich użycie do poszczególnych części ciała, w zależności czy chce podkreślić masywne kończyny, czy delikatniejsze okolice głowy.  Konstruuje swoje stworzenia plastycznie ukazując grę mięśni. Raczej rzadko wykorzystuje kolory, inne niż czarny, w swoich pracach, jednak tą pozorną monotonię rekompensuje gra światłocienia i bogactwo faktury, bowiem w zależności od producenta i przeznaczenia w różny sposób kształtowana jest powierzchnia opon.



Wszystkie fotografie ze strony: http://yonghoji.com/db/
Dla wszystkich, którzy będą chcieli dowiedzieć się nieco więcej o twórczości Yong Ho Ji, na jego stronie internetowej można znaleźć cztery obszerne artykuły (w języku angielskim):