niedziela, 23 czerwca 2013

Josef Hoflehner - ujmujący kontrast czerni i bieli

Josef Hoflehner jest jedynym z tych twórców, na którego fotografie mogłabym gapić się godzinami. Podziwiać majestatyczne sylwetki budynków wyłaniających się z tkanki miejskiej (tu króluje bez wątpienia Dubaj). Z niepokojem zastanawiać się co przyniosą, schwytane w bezruchu, złowieszcze chmury. Zachwycić się nad majstersztykiem stworzonej natury przyglądając się fotografiom ukazującym nagie konary drzew. Śledzić bajeczną grę światłocienia na tafli wody. Wszystko to w kontraście czerni i bieli.
Efekt zdumiewający, bez wątpienia powiesiłabym sobie jedno z tych zdjęć na ścianie. A w zasadzie to całą kolekcję. I nie mogąc oderwać wzroku od tego na co patrzę, zaczęłabym narzekać na rozrastającą się listę spraw do załatwienia.



sobota, 1 czerwca 2013

Muzyczny wehikuł czasu

Jestem za koncepcją mówiącą, iż człowiek nie dorasta, a co najwyżej się starzeje. Nie jest to zapewne koncepcja ani odkrywcza, ani wielce ambitna, lecz trzymam się jej usilnie, by wytłumaczyć wszystkie moje mnogie pokrętności. Będąc w podstawówce wydawało mi się, że jak przekroczę, odległą wtedy, granicę wieku lat dwudziestu, będę już poważną osobą dorosłą, której nie w głowie wszelkie dziecinady. 
Tymczasem, wbrew wcześniejszym ustaleniom, wcale nie odrzuciłam bajek Disney'a, a co gorsza zaczęłam je doceniać pod wieloma względami, które umykały mi, gdy miałam dziesięć lat. Żeby tego było mało napatoczyłam się na animację japońską, która wciągnęła mnie równie mocno. Moje patrzenie na świat nadal jest nad wyraz idealistyczne - nie przeszkadza mi to oczywiście tworzyć niesamowitej wizji mojej przyszłości, w której to po studiach, z powodu braku lepszej oferty, założę swój własny warzywniak. Z mojego regału zapewne nigdy nie znikną Opowieści z Narnii, Andersen i Pan Samochodzik. Itd. Itp.

Najwięcej perturbacji w okresie od mojego dzieciństwa do chwili obecnej przeszedł chyba mój gust muzyczny. Doświadczył rzeczy tak bolesnych jak poranne programy disco polo czy wielką sławę zespołu Ich Troje. Przebrnął przez Smerfną odsłonę zachodniej muzyki i optymistyczne utwory Majki Jeżowskiej. Zadziwia mnie fakt, iż jakoś nie pociągały mnie w mej młodości wszelkie boysbandy czy girlsbandy, trochę może odnotowałam obecność Spice Girls, ale bez większego afektu. Próbuję spojrzeć na to z perspektywy obecnej koreańskiej fascynacji i wydaje mi się to bardzo tajemnicze. Kiedyś odrzucałam wszelkie tego typu grupy, dlaczego teraz ich słucham? Zaczynam podejrzewać, że to jest coś na kształt różyczki, albo ospy, każdy to kiedyś musi przeżyć - innego wyjścia nie ma.
Potem w końcu odkryłam zbiór kaset magnetofonowych taty. Choć prawdę mówiąc same kasety odkryłam nieco wcześniej, służyły niesamowitą pomocą przy budowaniu domków dla lalek. Jednak ich walory muzyczne dotarły do mnie z czasem. Mieliśmy duże, czarne radio - obecnie w stanie rozkładu w warsztacie, w dodatku przejechane lakierem przez moją kuzynkę, która w ten sposób pragnęła wyrazić swoją artystyczną naturę. I przyszła pora na zespoły takie jak choćby Smokie, Fleetwood mac, czy U2. Te trzy grupy całkowicie zapadły mi w pamięć. Bo w czasach gdy nie było YT, my w dodatku nie mieliśmy żadnych wypasionych telewizji kablowych czy satelitarnych, by podglądać jakiekolwiek stacje muzyczne, właśnie kasety "szły", praktycznie rzecz biorąc, w kółko.

Mój muzyczny wehikuł czasu:

- Scatman John - Scatman (Ski-Ba-Bop-Ba-Dop-Bop)
- Smerfne Hity - Smerfy płyną zwiedzać świat