środa, 29 maja 2013

MIP: UFO

Dotarłam do domu ze stertą notatek z hiszpańskiego i angielskiego. Z radością przyjęłam nowinę, że piątek mam jednak wolny, bo groził mi powrót do Krakowa bladym świtem. W dodatku z pierwszym (szkicowym) rozdziałem mojej pracy magisterskiej, który jak na ten moment jest w powijakach, tzn. mam książki i... to właściwie tyle. Dostałam tydzień w prezencie, więc jest ok.



***

W weekend majowy miałam okazję odwiedzić Podlasie, w tym m.in. Galerię Arsenał w Białymstoku. Był to iście współczesny przerywnik na szlaku barokowych perełek. Z miejsca dopadła mnie spora ilość wszelkiej maści neonów, od których ledwo co zdołałam się oswobodzić. Ich obecność spowodowała u mnie chęć ucieczki, którą jednak przezwyciężyłam docierając do ostatniej sali, właściwie pofabrycznej hali, pełnej projektów pewnego kosmicznego spodka. Istnieje bowiem, można by rzec, legenda IIWŚ, która mówi o zagadkowej maszynie latającej stworzonej przez Niemców przypominającej UFO - superbroni mającej przesądzić o losach wojny i świata przy okazji. Wieść niesie, że potem przejęli ją Amerykanie i z tego powodu wniknęła cała heca z Roswell. Jak było - nie wiadomo, artyście jednak to nie przeszkadza, sam stworzył projekty i rekonstrukcje fotograficzne.


GALERIA ARSENAŁ - warto odwiedzić będąc w Białymstoku.

PS. Problem z galeriami sztuki współczesnej polega na tym, że kiedy człowiekowi w końcu uda się znaleźć ubikacje, musi się porządnie zastanowić: czy jest to rzeczywista toaleta czy może jedynie część ekspozycji? :D






piątek, 24 maja 2013

Nowe nie znaczy lepsze - Diderota lamenty po stracie starego szlafroka

Po Pontormie przyszedł czas na Diderota. Moje dzisiejsze postanowienie w kwestii przeczytania kilkudziesięciu stron Dziejów Bizancjum chyba jednak upadło. Mój mózg po całym dzisiejszym dniu funkcjonuje na tak słabych obrotach, że nawet zaczęłam sprzątać. Mopowanie, godz. 22 - całkiem fajna sprawa, żaden sąsiad z dołu nie przyleciał w sprawie szaleńczego szurania czym popadnie, więc nie czuję zbytnich wyrzutów sumienia. 
Parę słów pana Diderota, by zapanować nad ewentualnym zakupoholizmem ;) 



Żale nad moim starym szlafrokiem czyli przestroga dla tych, co posiadają więcej smaku niż pieniędzy

   "Czemuż nie zachowałem go? Dopasował się do mnie, dopasowałem się do niego. Uwydatniał wszystkie kształty mego ciała nie wadząc im. Byłem malowniczy i piękny. Ten zaś, sztywny, nakrochmalony, czyni ze mnie kukłę. Nie było takiej potrzeby, do której nie przychyliłaby się jego wyrozumiałość, jako że ubóstwo niemal zawsze jest usłużne. […] Obecnie wyglądam jak bogaty próżniak. Nie wiadomo kim jestem.
   Pod jego osłoną nie lękałem się ani niezręczności służącego, ani mojej własnej; ani iskier ognia, ani zbryzgania wodą. Byłem bezwzględnym panem starego szlafroka, a stałem się niewolnikiem nowego.
   Smok strzegący złotego runa nie był baczniejszy ode mnie. Ogarnęła mnie troska. […]
  Nie płaczę, nie wzdycham, ale bez ustanku powtarzam: niech będzie przeklęty ten, kto wynalazł sztukę przydawania cenności zwykłemu materiałowi przez farbowanie go na purpurowo! Niech będzie przeklęte cenne odzienie, które szanuję! Gdzież mój stary, skromny, wygodny łach tybetowy.
   Przyjaciele, zachowujcie naszych starych przyjaciół, strzeżcie się piętna bogactwa. Ubóstwo ma swe swobody, dostatek swe ograniczenia.
   O Diogenesie, jakbyś się śmiał, gdybyś ujrzał swego ucznia we wspaniałym płaszczu Arystypa! O Arystypie, ten wspaniały płaszcz okupiony został wielu upodleniami! Jakżeż porównać życie miękkie, przyziemne, zniewieściałe z wolnym i stanowczym życiem obdartego cynika? Opuściłem beczkę, w której królowałeś, aby wejść w służbę tyrana.
   To nie wszystko, przyjacielu. Wysłuchaj jakich zniszczeń dokonał zbytek, jakże ponure są skutki konsekwentnego luksusu.
   Mój stary szlafrok stanowił jedno z otaczającymi mnie gratami. Z krytym słomą krzesłem, drewnianym stołem, wyszywaną tkaniną, sosnową deską, podtrzymującą kilka książek, z kilku zakopconymi sztychami bez ram, przyczepionymi na rogach do tejże tkaniny, pomiędzy tymi sztychami kilka zawieszonych gipsów tworzyło wraz z moim starym szlafrokiem najbardziej harmonijny obraz ubóstwa.
   Wszystko zostało zakłócone. Zabrakło całokształtu, zabrakło jednolitości, zabrakło piękna."

 
Denis Diderot (1713-1784)

Cytat: Teoretycy, artyści i krytycy o sztuce 1700-1870, oprac. E. Grabska, M. Poprzęcka, Warszawa 1989, s. 99-103.


sobota, 18 maja 2013

Rzeźby Sayaki Ganz - drugie życie łyżki cedzakowej

Sayaka w swoich dziełach pokazuje, że tworzenie to przede wszystkim bogactwo wyobraźni i umiejętność przekraczania granic pojęcia sztuki. Wykorzystuje przedmioty, które nikt nie posądziłby o jakikolwiek artyzm, no chyba, że zrobione by były ze srebra i ujęte w dziele jakiegoś flamandzkiego mistrza. Ale mamy tu do czynienia nie ze srebrem, a z plastikiem. Znalezionym nie u flamandzkiego mistrza, a u statystycznej pani domu. Sayaka wykorzystuje bowiem wszystko to co zwykle zobaczyć możemy w kuchennej szufladzie, szafie, garażu (ok to raczej rewir pana domu), czy nawet w sokowirówce, krótko mówiąc wszelkie niepotrzebne narzędzia codziennego użytku.


Sayaka jest Japonką, której przyszło dorastać w bardzo różnych miastach świata. Na jej postrzeganie rzeczywistości i późniejszą sztukę duży wpływ miał szintoizm, mówiący, że każdy organizm i każda rzecz posiada duszę. Będąc dzieckiem wyobrażała sobie, że wyrzucone przedmioty płaczą w kubłach na śmieci. To wspomnienie stało się później punktem wyjścia do jej prac, wykonanych właśnie z takich przedmiotów.

Swoją pracę artystka rozpoczyna od zebrania odpowiedniej ilości niepotrzebnych narzędzi. W swojej piwnicy trzyma ok 30 kubłów do ich składowania, każdy przeznaczony jest na inny kolor.Gdy uzbiera się w nich dostateczna ilość elementów potrzebnych do stworzenia rzeźby, artystka kombinuje, co też mogłoby z nich powstać.



Nim przerzuciła się na plastik tworzyła rzeźby ze złomu. Nie potrafię się zdecydować, które podobają mi się bardziej. Bo złom, wbrew swej nazwie i obecnemu stanowi, nadal jest metalem, czyli materiałem szlachetniejszym, niż kolorowy plastik. Może przez to posiadam tak wielki sentyment do właśnie tej części twórczości Sayaki, przez tą jednolitość materiału. Ona sama zrezygnowała ze złomu przez wzgląd na jego sporą wagę i dość małą możliwość oddania ruchu zwierzęcia, w przeciwieństwie do plastiku, w którym ten aspekt może wyrazić bez większych problemów, a właśnie na tym zależało jej najbardziej. Na pomysł jego użycia wpadła, gdy w jednym ze sklepów zobaczyła plastikowy łańcuch - coś w jej głowie podpowiedziało: no tak! I tym sposobem możemy podziwiać te wielobarwne cuda.





Jej prace pokazują, że nawet niepotrzebne już nikomu, zużyte - bardziej lub mniej - przedmioty też mogą być piękne. Daje im szansę nowego zaistnienia, nowego życia, na jaką nie pokusiłby się przeciętny mieszkaniec naszego globu. Sayaka zwraca też uwagę na fakt, że żyjąc we współczesnym społeczeństwie nastawionym na konsumpcję brakuje nam refleksji nad przyszłymi losami naszej planety, nad warunkami w jakich przyjdzie żyć pokoleniom po nas. Co zostawimy w spadku oprócz góry śmieci?

pics: http://www.sayakaganz.com/

środa, 8 maja 2013

Utamaro i gejsze

Nadszedł czas na ponowne odwiedzenie Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha. A wszystko za sprawą Utamaro i jego drzeworytów. Bardzo lubię tam wracać, bo zwykle nie mam zbyt wielu możliwości do bezpośredniego kontaktu z kulturą azjatycką.


Niesamowicie przypadła mi do gustu aranżacja wystawy. Z jednej strony bardzo ciemne akcenty kolorystyczne, jeszcze bardziej podkreślające panujący na sali półmrok, kontrastujące się z jasnymi planszami drzeworytów. Z drugiej strony elementy różu, którego jestem wielką fanką, przez co usłyszałam ostatnio krytyczne słowa z ust kuzynki, uczennicy podstawówki. Potem dowiedziałam się jeszcze, że nie można lubić jakiegoś koloru i mieć w nim co najwyżej cztery ubrania, to przeczy wszelkiej logice :). Co do samej wystawy, Utamaro nie muszę tu chyba zbytnio reklamować. Biorąc pod uwagę, że jest to pierwsza taka możliwość zobaczenia jego prac, gorąco polecam wybranie się na nią, połażenie w półmroku i popodziwianie frywolnych kobiet nalewających nitki, lub parzących kokony jedwabników, myszy siedzących zarówno pod jak i nad miotłą, zgorszenie się nieprzyzwoitościami obrazów wiosennych, których opis najtrudniej jest przeczytać na wściekle różowym tle.


Druga wystawa prezentuje fotografie Małgorzaty Olejniczak, na których zobaczyć można gejsze podczas święta Baikasai. Tym razem aranżacja okazała się zupełnie niebanalna. Fotografie nie wisiały bowiem na ścianie, lecz były wyświetlane na kilku powieszonych równolegle do siebie tkaninach. Dzięki temu jeszcze bardziej dało się odczuć jakąś niezwykłą lekkość i ulotność. Po raz kolejny dotarło do mnie, że te dziewczyny, pomimo iż mamy XXI w., dalej żyją według zasad ustalonych w przeszłości. Nadal przechodzą ciężką szkołę by stać się tajemniczą i podziwianą gejszą, malują twarz i noszą misternie przygotowane fryzury... Przypomina mi się jeden z odcinków Kobiety na krańcu świata, który opowiada właśnie o współczesnych gejszach i ich codzienności.


Na stronie muzeum można dowiedzieć się nieco więcej o wystawach: Utamaro - Inne spojrzenie i Gejsza - Istota piękna.