poniedziałek, 28 listopada 2011

ciemności

Czasem jest tak, że nasze ciemności nas pożerają. Jest tak, że wokół nie widzimy nic, ani nikogo. Pustka jest ciszą krzycząca głośniej niż tłumy. A my jesteśmy coraz bardziej zmęczeni swoją bezradnością. Potykamy się, gubimy litery w słowach, wyciągamy daleko ręce, by rozeznać swoją sytuację. 
Przerażają mnie moje ciemności.
Idę wypatrywać jutrzenki.
Idę szukać Słońca.
A może w końcu do mnie przyjdzie i zmieni to czego zmienić nie potrafię. 



poniedziałek, 21 listopada 2011

Every time you close your eyes

O czym myślisz gdy otwierasz rano oczy? Czy cieszysz się myślą, że witasz kolejny dzień, czy przeklinasz przykrą konieczność wyjścia naprzeciw losowi, ukrywając głowę pod kołdrą marząc, by budziki umarły śmiercią naturalną? 
Dlaczego poranki są tak często najbardziej nienawistną porą dnia... Może dzieje się tak, bo nasza droga kojarzy się nam tylko i wyłącznie z naszymi obowiązkami, a nasze obowiązki nie kojarzą się nam z niczym przyjemnym. Zapomnieliśmy już o naszych fascynacjach. Wolimy uciekać się do snu, seriali, ułudy, by uciec od naszej rzeczywistości. Wolimy żyć życiem innych niż własnym. Wolimy dumać niż walczyć. 
A może po prostu zrobić sobie rachunek intencji  i marzeń, które może już umarły pod ciężarem racjonalnego myślenia. Na nowo wyznaczyć kierunek własnych dążeń. 
Żyjmy, a nie czekajmy. 
I nie dajmy się zbyć kłamstwami rzucanymi nam prosto w twarz przez współczesny świat.


Sleeping is giving in,
no matter what the time is.
Sleeping is giving in,
so lift those heavy eyelids.




środa, 16 listopada 2011

przycupnięte na Sławkowskiej

Kuliście skurczony gołąb, na progu jednej ze sławkowskich kamienic, spojrzał nieprzyjaźnie na nacierającego ludzia. Tym ludziem oczywiście byłam ja. W miedzy-zajęciowym optymizmie. Krocząc w muzealne ściany Kanoniczej ulicy. Wyciągnęłam telefon, uwieczniłam biedaka. Wyobraziłam sobie, że pośród zimowych mrozów, obwinięta przydługawym szalem stanowię podobny obraz. 


I w muzyce zamykam dzisiejszy dzień. Wyznaczony begiem krakowskich ulic. Tłumem przechodniów. Miniętymi szczegółami. Czekoladowym ciastem. Upolowanym kresowym swetrem.
Dobry dzień.
Mimo lekkiej dysfunkcji emocji.




poniedziałek, 14 listopada 2011

z kubkiem w dłoni

Dni, o dziwności radosna, nadal pozostają słoneczne. Choć mróz coraz bardziej sygnalizuje nadejście zimy. Hibernuję się więc pod kocem. Ściskam w dłoniach kubek emanujący zbawiennym ciepłem. Wyposażyłam się dzisiaj w różnoraką mnogość herbat. Spojrzałam tęsknie na drogie jeszcze, ukochane kaki. Odwiedziłam bibliotekę...
I walczę. Walczę z lenistwem. Nudą. Moją pracą licencjacką. Szperam, szukam, niucham, by znaleźć istotne dla mnie fakty. Nie jest łatwo. Interesujący mnie obiekt wyemigrował. Do Szwecji. Pocieszam się tylko faktem, że zapewne marznie teraz bardziej ode mnie. Jak to mówią nie kopie się leżącego. Jestem podła. Mniejsza  o to.
Generuje więc całą siłą woli wszystkie możliwe pokłady energii i zabieram się za sklecanie kilku składnych zdań na prezentację. Przy obecnym stanie destrukcji komórek szarych nie będzie to zbyt łatwe. 



A na koniec. 


wtorek, 1 listopada 2011

young blood

W dni takie jak ten bardziej odczuwa się upływ czasu. Choć nie zawsze jest tort z odpowiednią ilością świeczek. Choć niektórzy pamiętają o tym dniu tylko dzięki przypomnieniom na fejsie. Choć nie zawsze w ten dzień niebo jest niebieskie. 
To mimo wszystko, jest to najpiękniejszy dzień. Bo właśnie dziś, x lat temu rozpocząłeś największą przygodę i największe wyzwanie przed jakim staniesz nim trafisz do miejsca dla którego Cię stworzono. 
Pamiętaj, że masz tylko to co tu i teraz. Przeszłości nie zmienisz, a jutra nie zaplanujesz. 
Ciesz się tym co masz. Walcz o swoje marzenia. Dziel czas z ludźmi, którzy są Ci bliscy. 
I wykorzystaj te kilka chwil, które Ci dano. Z każdej będziesz rozliczony. Nie zmarnuj żadnej szansy na bycie szczęśliwym. Nie zakopuj swoich talentów. Nie idź z prądem monotonii. 


***

Dziękuję tym, którzy są. 

I Temu, który Jest.

Bez Was nic nie byłoby takie samo...