środa, 31 października 2012

Kolejna jesień mojego życia

Tak, tak dziś wszyscy biegają za straszydłami, ja dla odmiany obchodzę urodziny.
Zastanawiałam się, czy takie samouwielbienie nie jest aby toksyczne, po czym stwierdziłam: a co mi tam!

Przy tej okazji zauważyłam, iż moje dawne sądy, że z wiekiem człowiek mądrzeje coraz bardziej stają się nierzeczywiste. Ja z wiekiem przeradzam się w fankę koreańskich boysband'ów, Hello Kitty i generalnie moja miłość do koloru różowego wbrew pozorom wcale nie umiera, a nawet ma się całkiem dobrze.

Dziś chcę również podziękować Tym, którzy przybywają tu mniej, lub bardziej anonimowo. Stałym bywalcom i tym, którzy wpadają przez przypadek (uciekając z krzykiem xD).


PS. W ramach tego święta stworzyłam nawet linkowy banner.


niedziela, 21 października 2012

hey mambo!

   No dobra, nie należałam do wielkich fanów Block B. A można by nawet rzec, że byli oni przez moją osobę całkowicie ignorowani, gdzieś w tyle głowy nazwa się kołatała, ale jedyne co mogłabym powiedzieć to to, że całkiem fajnie buja się na parkiecie do NalinY:P (nie żebym wiedziała kto to wykonuje). Czas ignorancji jednak dobiegł końca wraz z wyjściem nowej płyty. I nie było specjalnie zamierzone, pierwszy raz słuchając Nillili Mambo stwierdziłam, że jest całkiem przyzwoitym kawałkiem, niestety jest to jeden z tych utworów, które bardzo mocno wchodzą w głowę z każdy kolejnym odsłuchaniem i obecnie pożegnałam się na dobre z określeniem 'przyzwoity'. Tematyka z pod znaku pirackiej bandery tylko utworowi pomogła, w momencie przypomniał mi się czas młodzieńczego buntu: walki z mamą o koszulkę z czachą (Najpierw skrzętnie ukrywaną, potem dramatycznie odkrytą, ostatecznie ocaloną. Ciągle jeszcze siedzi gdzieś na dnie szafy), plakaty z Jackiem Sparrow'em (Zastąpione obecnie kolażami z Mulan), z tego okresu na swoim miejscu pozostały jeszcze meble w owych klimatach, płyty DVD z filmami i Soundtrack w głośnikach.


   Idąc dalej droga skojarzeń jakie wywołał ten teledysk, muszę stwierdzić, że Zico czuł by się idealnie w czasach PRL-u. Jego kwiecisty płaszcz całkowicie wpisuje się w stylistykę czasów kiedy to szyło się ubrania z zasłon babci. No cóż łatwo nie było, a pogoń za modą swoje kosztuje :P. Wie o tym Jae Ho, którego na koszule w ogóle nie było stać. Kyung natomiast pragnie poczuć się jak Roszpunka ganiając z patelnią.
   I taniec jest do spamiętania. Zazwyczaj tak wygląda w moim przypadku, więc nie będę musiała się zbytnio wysilać, a przy okazji nie będę uznawana za RoboCopa jak zazwyczaj. Same plusy.
   A na koniec wersja koncertowa. Bo stroje mają nieprawdopodobne, ta czerń, te żaboty... no dobra jeden żabot, ale jaki :). W podstawówce wróg nr 1, obecnie po wszelkich piracko steampunk'owych perturbacjach mógłby zyskać miano mego przyjaciela. 






wtorek, 16 października 2012

dzieci, ryby i fani kpopu głosu nie mają :P

   Muszę stwierdzić poważne obumarcie głosu po zbyt głośnym wykrzykiwaniu tekstów koreańskich piosenek (oczywiście o tyle o ile:P) na Discomuniacton vol.4. Czyli zasada tym-razem-będę-się-oszczędzać nie zatrybiła, jak zawsze zresztą. Nieprawdopodobny ścisk i gorąc, szaleńczy bieg na parkiet, by pogibać się w takt ulubionego utworu i szybki desant przy nadmiarze słodkości. A potem równie fascynujący powrót nocnym tramwajem, gdzie panowie z wielkim apetytem robili sobie bułki z pasztetem, smarując je wspomnianym pasztetem za pomocą dowodu osobistego. Jak to mówią jak się nie ma się lubi, to się lubi co się ma.

A z mojej obecnej lektury:
"[Wang Geon] nadal też odwoływał się do tradycji Go-gu-ryeo i zamierzał - zgodnie ze wskazaniami geomantów, których niezmiernie szanował i którym ufał - przenieść w przyszłości stolicę do Pyeong-yangu, dawnej stolicy Go-gu-ryeo, która jakoby, według zasad tejże geomancji, ma położenie idealne dla zapewnienia pomyślności państwa (co biorąc pod uwagę dzisiejszą sytuację ludności KRL-D, podważa jednoznacznie wiarę w prawdy głoszone przez fengshui...).
Joanna P. Rurarz, Historia Korei, s. 158


Nic dodać, nic ująć. Dobrej nocy :)

czwartek, 4 października 2012

tryb awirtualny

   Okazuje się, że kiedy przetrwasz kilka kryzysowych dni, w których brak internetu wydaje się być straszliwą tragedią, po jakimś czasie stwierdzasz, że życie bez niego również jest możliwe. Nie mówię od razu, że wybaczyłam Tośce jej stanowczego odrzucenia nowej sieci, prawdopodobnie singiel Fifestar Vista stanie się moją najbardziej znienawidzoną piosenką, zaraz po Wielkiej miłości Seweryna Krajewskiego. Jak na razie mam jednak laptop siostry i to dzięki niemu jeszcze jakoś wirtualnie funkcjonuje. 
   W celu przeżycia i nie zanudzenia się na śmierć, uposażyłam się w kilka książek. Jak mawiają: nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Udało mi się zwinąć z półki w bibliotece ostatnią Historię Korei jaka się ostała niewypożyczona, dorwanie jej graniczy z cudem, prawdopodobnie uratował mnie 1 października. A w zanadrzu jeszcze trochę sztuki i polsko-japońskich stosunków, raczej polityczno-dyplomatycznych, może się wydawać, że będzie to totalny smęt, jednak za punkt honoru postawiłam sobie przeczytanie tej pozycji. Pokaźny kaliber naukowy równoważę Pratchettem. Potrzebna mi obecnie jedynie sprawna lampka, bo mieszkam ze zdecydowanym śpiochem, a może nie tyle lampka co śrubokręt, by ją skręcić. Jak na razie z moich zdolności MacGyver'a stworzyłam jakąś konstrukcję tymczasową. Średnio spełnia swoją funkcję, ale świeci... to najważniejsze.




A co sę robi jak Sis siedzi niczego nieświadoma na zajęciach?
No tak! Ogląda na YT koncert PSY na żywo :)

   Najbliższy czas nie będzie służył prawdopodobnie mej wylewności w sprawach muzyczno-wizualnych, w związku z dramatycznym obrotem sprawy i możliwości korzystania z internetu jedynie w czasie łaski Sis, lub gdy niczego nieświadoma przelicza jakieś niesamowite obliczenia na drugim końcu Krakowa. Muszę coś zrobić z Tośką, przemóc tego upartego cyborga...