czwartek, 4 października 2012

tryb awirtualny

   Okazuje się, że kiedy przetrwasz kilka kryzysowych dni, w których brak internetu wydaje się być straszliwą tragedią, po jakimś czasie stwierdzasz, że życie bez niego również jest możliwe. Nie mówię od razu, że wybaczyłam Tośce jej stanowczego odrzucenia nowej sieci, prawdopodobnie singiel Fifestar Vista stanie się moją najbardziej znienawidzoną piosenką, zaraz po Wielkiej miłości Seweryna Krajewskiego. Jak na razie mam jednak laptop siostry i to dzięki niemu jeszcze jakoś wirtualnie funkcjonuje. 
   W celu przeżycia i nie zanudzenia się na śmierć, uposażyłam się w kilka książek. Jak mawiają: nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Udało mi się zwinąć z półki w bibliotece ostatnią Historię Korei jaka się ostała niewypożyczona, dorwanie jej graniczy z cudem, prawdopodobnie uratował mnie 1 października. A w zanadrzu jeszcze trochę sztuki i polsko-japońskich stosunków, raczej polityczno-dyplomatycznych, może się wydawać, że będzie to totalny smęt, jednak za punkt honoru postawiłam sobie przeczytanie tej pozycji. Pokaźny kaliber naukowy równoważę Pratchettem. Potrzebna mi obecnie jedynie sprawna lampka, bo mieszkam ze zdecydowanym śpiochem, a może nie tyle lampka co śrubokręt, by ją skręcić. Jak na razie z moich zdolności MacGyver'a stworzyłam jakąś konstrukcję tymczasową. Średnio spełnia swoją funkcję, ale świeci... to najważniejsze.




A co sę robi jak Sis siedzi niczego nieświadoma na zajęciach?
No tak! Ogląda na YT koncert PSY na żywo :)

   Najbliższy czas nie będzie służył prawdopodobnie mej wylewności w sprawach muzyczno-wizualnych, w związku z dramatycznym obrotem sprawy i możliwości korzystania z internetu jedynie w czasie łaski Sis, lub gdy niczego nieświadoma przelicza jakieś niesamowite obliczenia na drugim końcu Krakowa. Muszę coś zrobić z Tośką, przemóc tego upartego cyborga...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz