niedziela, 12 lutego 2012

protect the boss crash


     Hmmm... Dziś pomyślałam sobie: Będzie spokojna, normalna niedziela. Poczytam Pratchett'a, bo go w końcu muszę oddać do biblioteki... no dobrze, Pratchett nie jest dobrym przykładem na 'normalność', ale niech już będzie. Żeby nie było, że nic nie robię, przewertuję kilka stronic w rzeźbie XX wieku.  Pogłębię postępującą głuchotę słuchając przez słuchawki k-popu, by nie narażać na straty psychiczne reszty domowników (taka faza, w końcu i tak przejdzie). Słowem niedziela, jak to niedziela.
    Wieczorową porą moja siostra wpadła na genialny pomysł, iż musi coś obejrzeć. Ja zawtórowałam prędko. Radosna wskazałam na moją ulubioną, ostatnimi czasy, dramę: Protect the boss. Tak, jak ktoś tu czasem zagląda to już spotkał się z tym tytułem nieraz. I pewnie jeszcze nieraz w przyszłości spotka... przykro mi. Z reguły wszystko magluję do... do upadłego. Nie lubię u siebie tej cechy straszliwie. Ale ni jak nie umiem jej zmienić. 
     Słowem, rozłożyłyśmy poduchy pod wersalką, normalni ludzie siedzą na wersalce, a nie pod nią, jak teraz o tym myślę. Ale nie, nie my! Normalność to jednak cecha względna- to sobie powtarzam profilaktycznie. Wracając do tematu: zaczęłyśmy oglądać.  Wszystko było spoko do czasu, gdy na horyzoncie nie pojawił się boski Jaejoong...

screen shoot from: 보스를 지켜라 / Protect the Boss - Episode 1

     Nie wiem, czy Moo Won zakochał się od pierwszego wejrzenia, natomiast wiem na pewno, że z poduchy obok mnie dobiegały westchnienia świadczące o budzącym się głębokim uczuciu. Co byłoby wielce kłopotliwe, zważywszy na fakt, że wzdychała do niego moja Sis. Ta reakcja trochę mnie zdziwiła, bo jak dla mnie był on przystojniakiem, na którego raczej nie zwróciłam uwagi. Może temu, że właśnie on miał być tą wersją bad guy w dramie. Może też dlatego, że wg wszelkich standardów jest: idealny na szefa, idealny na męża, idealny... na nie wiem kogo jeszcze. I to spiętrzenie cech niemalże 'ponad-naturalnych' jakoś do mnie nie przemawiało. Choć oczywiście z czasem zaczęłam go darzyć coraz większą sympatią. Jednakże jak dla mnie niezrównany był tytułowy boss: Ji Heon (koreańskie imiona są zabójcze, bez DramaWiki bym sobie nie poradziła). 

     Z kosmiczną fryzurą, odjechanym image'm i swoimi napadami lęku. Był szalenie ciekawie skonstruowanym charakterem. Zresztą wszystkie postaci w tej dramie są bardzo wyraziste. Począwszy od wspomnianych męskich, po kobiece: silna i stanowcza Eun Seol i nieco płaczliwa i melodramatyczna Na Yoo. Pomimo wielu różnic nie da się całej tej zgrai nie lubić:)  

2,3,4, screen shoot from opening

     Jednak co do tematu. Moja Sis od razu zechciała poznać prawdziwą tożsamość Moo Won'a. A mnie przyjdzie żyć z myślą, że właśnie ja, nikt inny, jest sprawcą tego szaleństwa...

 ...
A na koniec. 
Bo wiecie, boski Jaejoong jeszcze śpiewa i tańczy, w grupie co zwie się JYJ.
By więc uwielbienia stało się zadość: 



4 komentarze: