sobota, 21 stycznia 2012

scary beginning, czyli atak z zaskoczenia

    Tak właśnie. Bo wszystko ma swój początek. Ja opowiem o tym jak dokładnie rok temu, w pewne późne, czwartkowe popołudnie stałam się fanką, najpierw Japonii, potem Korei, a dokładnie całej tamtejszej współczesnej kultury.
    Zupełnie nieświadoma, czyhającego na mnie w mrokach sieci niebezpieczeństwa. Gdzieś między kolumnami ze Strzelna, a typem pięknych Madonn. Otoczona przez sterty notatek i piętrzące się książki. Zrobiłam sobie krótką przerwę w nauce. I wtedy też, zajrzałam na fejsa. Moją uwagę przykuł link, umieszczony na tablicy  Sis przez  naszą wspólną koleżankę, wraz ze zdjęciem kolorowym i pstrokatym. Nie zastanawiając się zbyt długo, kliknęłam. Zupełnie nie spodziewałam się, tego co miało zaraz nadejść...
     Okazało się, że jest to serwis azjatyckich dram, a link odnosił się do japońskiej dramy: Hana Yori Dango. Spojrzałam sceptycznie na straszliwie oczodajny plakat z grupką Japończyków, spoglądających na mnie z optymizmem. Pomyślałam: no way! Mimowolnie skojarzyło mi się to z falą brazylijskich tasiemców, które kilka lat wcześniej zalały naszą telewizję. Ciekawość jednak wzięła górę nad rozsądkiem.
     Pomyślałam: "Włączę na 15 min., żeby zobaczyć co to"... Skończyło się na tym, że obejrzałam z rzędu trzy odcinki... Na prawdę. Totalny upadek. A każdy z nich trwa prawie godzinę!!! Mój obraz musiał być opłakany. Egzamin na karku, tonę w notatkach, a tu zaskakuje mnie, niczym ninja, banda Japończyków i jeszcze nie mogę się doczekać kolejnego epizodu.
     Trzeba przyznać, że pierwsze minuty wywołują myśli podobne, jakie wywołał w moim przypadku plakat. Ale potem twój mózg, przestawia się na azjatycką rzeczywistość i nagle zauważasz, że stałeś się fanem tych wszystkich pierońskich serii. Cóż począć... jakoś trzeba z tym żyć... :)
      


Hana Yori Dango: 1 i 2 (jap)
Hanazakari no kimitachi e, Buzzer Beat (jap)
You're beautiful, City Hunter, Protect the boss (kor)

     Niestety muszę Was zasmucić. Jeśli ktoś z Was miałby ochotę, na własne oczy przekonać się, o czym mowa (Nie sądzę, by było zbyt wiele takich osób, po tym co napisałam. Ale mimo wszystko.) W toku dzisiejszych wydarzeń, również i dramy ucierpiały i zostały usunięte z polskich serwisów (a przynajmniej część z nich). Nie wiem jak sprawa odnosi się do stron anglojęzycznych. Koniec końców, cień Mordoru zawisł nad światem wirtualnym. Co z tego wyniknie, to się dopiero okaże.


Piosenka z HYD. Ależ dawno jej nie słuchałam.
A jaki sentyment obudziła.


2 komentarze: