poniedziałek, 9 stycznia 2012

fighting !!!

     Kiedy mózg niedomaga zblazowany dużą dawką sztuki "soc" potrzeba czegoś lekkiego. Na czas sesji zrobiłam całkowity out z rzeczywistości koreańskiej dramy. Aczkolwiek przyciągnął moją uwagę, gdzieś rzucony, tenże filmik. A w Protect the boss znalazłam najlepsze sceny walki od czasu nieśmiertelnej Briget Jones. Absolutnie. Para spierających się ze sobą od paru lat kuzynów jest całkowicie nierealna i przekomiczna w całym swoim wyrazie. 
    Jednocześnie nieustannie ubolewam nad modnym w Azji typem fryzur męskich, totalnie niemęskich przy okazji. W dodatku zasłaniających całe czoło, przywodzących na myśl postać Biber'a (jeśli nie wiesz kim on jest, tym lepiej dla Ciebie), co raczej nie jest najszczęśliwszym skojarzeniem. A na nieszczęście, ten typ uczesania pojawia się obecnie w niemalże każdej koreańskiej dramie. I to nawet zabójczy City Hunter, który potrafi obezwładnić człowieka zeszytem, nosi się właśnie w ten sposób. Jest to chyba najsłabszy punkt tej serii... no może poza różowymi spodniami. Czy pracując w Błękitnym Domu wypada nosić różowe spodnie??? No wydaje mi się, że nie bardzo. Ale może się mylę. Błękitny... różowy... jeszcze zasłona w kwiatki i zrodzi się nam prawdziwa sielanka. Ok. To by było na tyle z najeżdżania na moją ulubioną, oczywiście sensacyjno-kryminalną z wątkiem zemsty w temacie, dramę koreańską.
         Miałam nie pisać nic, a tu takie coś. A teraz nie pozostaje mi nic innego jak wrócić do nauki. Styczeń jest zaiste niesamowitym miesiącem.





"You came?"
"Yes, I did"
"Oh good, now leave."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz