czwartek, 29 grudnia 2011

take a breath

 A w te kilka dni oddechu od codziennych zakrzątań stopuję to co zrobić muszę i regeneruję pokłady siły. W kolejnym miesiącu wiele będę jej potrzebować. W taki też sposób powróciłam do zaniedbanego japońskiego. Zmusiła mnie do tego niejako piosenka, która no cóż, nie posiada (wg mojej kwerendy) tłumaczenia na jakikolwiek zrozumiały dla mnie język. 
Nieustannie coś oglądam. Byłam nawet w bibliotece. 
Zrobiłam porządek z dolną szóstką.
 Kupiłam kolejne koszule. Ostatnio mam na nie straszliwą fazę.

 A wczoraj odbyło się ogromne pieczenie ciastek. Powiedziałabym, że obyło się bez ofiar, ale tak nie było. Mnie co prawda nic się nie stało, choć byłam odpowiedzialna za piekarnik. Za to ślimaki często traciły głowy, jelenie rogi, pewien lis uległ całkowitej destrukcji. Ale pomimo tych ofiar cała operacja zakończyła się sukcesem.
 
  Umarł był :(
I trochę fanartu w wypiekach.

Z niewiadomych powodów ujawniają się u mnie skłonności do lubienia seledynowego koloru.

I kupiłam sobie zegarek, który nie chodzi.  Nie żaby tak normalnie w sklepie, znaczy normalnie, tyle że w lumpeksie (oczywiście to też sklep, choć dla mnie na zawsze pozostanie planetą skarbów, koszule też tam kupiłam). Do takich rzeczy też jestem zdolna. No cóż szczęśliwi czasu nie liczą.

W dodatku jestem pociągająca. Co niepokoi mnie bardzo. Rexa też niepokoi.
I kosmitów niepokoi.
...

I no właśnie... muzyka. A konkretnie KOKIA i jej utwory. Hontou no oto usłyszałam przypadkiem, przeglądając, któryś z blogów. I oczarowała mnie z miejsca. Może, dlatego że ostatnio słyszałam tylko taneczne lub mocno beatowe azjatyckie kawałki. A może dlatego, że jej głos jest czystą magią.


2 komentarze:

  1. oj tam oj tam... taki łoś bez roga jest bardziej symatyczny :D A tak samo przecież smaczny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. budziło to jednak obawy, że wpadnie w kompleksy i w efekcie utknie komuś w gardle:D

    OdpowiedzUsuń