niedziela, 18 grudnia 2011

Czas ucieka...

Zasiedziałam się ostatnio zbyt mocno. By przełamać ów stan, dokształcić się odrobinę i odpocząć od drugiej połowy dwudziestego wieku, wybyłam się na Kielecczyznę. A biorąc pod uwagę, że niesamowicie lubię tu powracać, korzystam z możliwości odwiedzin jak tylko mam okazję.
Najpierw czekała nas podróż przeraźliwie zimnym autokarem, którego celem było chyba dowiezienie nas na miejsce w postaci mrożonek. Zmroziło nas to prawda, ale bynajmniej nie zraziło za bardzo. Ożywiały nas co jakiś czas melodie zapowiadające zbliżające się święta. Tu muszę zaznaczyć, że reklamówka radia: "Anieli grają, pasterze śpiewają" i wchodząca w tym momencie Lady Gaga ze swoim "Alejandro", była najbardziej rozbrajającą rzeczą jaką usłyszałam w radiu już od jakiegoś czasu. Choć w sumie nie słucham radia i przy tej okazji prawdopodobnie wychodzi moja zaściankowość. Jednak mniejsza o to.
Pierwszym, pozaplanowym w sumie, przystankiem na trasie był Jędrzejów. Znane z najstarszego opactwa cysterskiego w Polsce, założonego w 1140 roku, w którym to ostatnie lata życia spędził bł. Wincenty Kadłubek, po tym jak zrezygnował z biskupstwa krakowskiego. Odwiedziliśmy tam też muzeum im. Przypkowskich, w którym znajduje się kolekcja zegarów słonecznych gromadzonych przez Feliksa Przypkowskiego i rozbudowaną przez jego syna Tadeusza.

Ślady na fasadzie zostawione dla potomnych.
Zegar z armatką! Ka bum!
Zegary "na bazie" świecy. Chyba najbardziej ukazują ulotność chwili.
I Pan Twardowski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz