W odkładaniu rzeczy na później jestem prawdziwym mistrzem. Takiego życia na przykład. Bo teraz studia. Bo magisterka. Bo pierdyliard rzeczy, które stanowią swoisty streso-napędzacz odbierając wszelką radość. To dziwne, ale na kolejny odcinek serialu jakoś zawsze (cudownie - bo jakżeby inaczej!) czas się znajdzie. Machina planowania, która ruszyła w sylwestra, jakoś do tej pory nie odkryła, że istnieje hamulec i napędza w głowie myśli porządkujące moją rozlazłość w czasoprzestrzeni. Plan to dobra rzecz. Wszystkie niewykonane rzeczy krzyczą potem do ciebie, że okienko obok nich zieje pustką. A jak zbierze się ich więcej to znak, że prawdziwa rebelia nadchodzi. Pamięć zawodzi, okienka nigdy. Tym razem postanowienie poprawy jest nad wyraz mocne.
Przy tym wszystkim gdzieś zakopałam talenty i zupełnie o nich zapomniałam. Leżały pod stosem rzeczy 'koniecznych'. Przypomniałam sobie jak to jest, kiedy trzyma się ołówek w ręce i nie myśli się zbytnio o niczym poza tym co na kartce. I tak bazgrałam wieczorową porą czaszki dinozaurów...
Żeby nie było zbyt strasznie, szalonych długopisów nigdy za dużo ;)
(Opowieść z cyklu: "Udaj się człowieku po szkicownik")
(Opowieść z cyklu: "Udaj się człowieku po szkicownik")
Tak. Ostatni raz trzymałam ołówek w ręce w wakacje. A to znaczy - dawno.
Nawet szarpnęłam się na portrety, nieczęsto to robię, bo zachowanie proporcji istoty ludzkiej, a nie kosmoludka, jest naprawdę ciężkie.
Oh Land - "Renaissance Girls"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz