Najwyższy czas przyznać, że pomimo iż słońce stara się jeszcze nas oszukać, jesień nadchodzi wielkimi krokami. Podczas dzisiejszego spaceru nawet mój arcy-ciepły, dziergany sweter nie ochronił mnie przed przenikającym chłodem, pojawiającym się z każdym powiewem wiatru. Podczas przechadzki z nadzieją spojrzałam na polną drogę, może te poranne chłody wybiły już wszystkie kleszcze, mogące czaić się w pogmatwanych zaroślach, jednak nie zebrałam się ostatecznie na odwagę, by to sprawdzić. Wróciłam szybciej niż zwykle. Zaniemogłam temperaturowo, dałam się oszukać błękitnemu niebu.
Nadeszła pora by przeprosić się z upchniętymi w najciemniejszy kąt, ciepluchnymi okryciami, wszelkiej maści szalami i pełnym obuwiem. Otwieram szafę i stwierdzam, że nawet gdyby po jej drugiej stronie faktycznie znajdowała się Narnia, miałabym duże problemy z jej odnalezieniem. Wyrzuciłam całą stertę rzeczy, które zawsze równo układam, i które zawsze potem i tak w afekcie niemożności znalezienia tego co akurat niezbędne, przerzucam parokrotnie tworząc artystyczny nieład. Choć ostatnio wyniosłam całkiem pokaźną stertę rzeczy, w których już dawno nikt mnie nie widział, nadal jest pieroństwa dość sporo. A i tak przy każdej okazji znoszę nowe lumpeksowe nabytki. Choć ostatnio staram się zmienić swoje nastawienie i pytam siebie parokrotnie: "Lemurze, czy jest ci to naprawdę potrzebne". Muszę stwierdzić, że nawet skutkuje, bo ograniczyłam się nieco. Mój racjonalizm nie przeszkodził jednak w zakupie szalonej bluzki a'la lata 80'te (?), w której prawdopodobnie pojawię się jedynie na jakimś balu przebierańców, była jednak wybitnym kuriozum, przy którym moja silna wola wzięła wolne.
Przy okazji ciuchowych akrobacji wpadłam na pomysł: "posłuchajmy czegoś co nie jest kpopem!". Otwarłam folder muzyka- oj już trochę pokryty wirtualnym kurzem, ostatnimi czasy YT był moim dobrym przyjacielem. Po dłuższej chwili rozmyślań: "to za smętne", "Regino, wybacz nie dziś", "mocne brzmienia też nie do końca"...odrobinę zaniemogłam. Z przerażeniem dostrzegłam swoje zepsucie muzyczne. Z ratunkiem ostatecznie przyszedł mi Jonsi. Oh, dobrze, że jest.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz