czwartek, 6 września 2012

K-popowa dyplomacja

   Czyli: jeśli AlJazeera mówi o K-popie wiedz, że coś się dzieje. Mimo wszystko zawsze oglądam takie programy, m. in. po to by poznać opinie osób lepiej zapoznanych z całym kulturowym, socjologicznym czy też historycznym zapleczem, dowiedzieć się czegoś nowego i zobaczyć różne punkty widzenia na zjawisko KF. Choć z drugiej strony takie rozmowy często są zbyt ogólne, by wnieść coś odkrywczego, a powtarzanie utartych ogólników niejednokrotnie pogłębia tylko frustrację. W tym przypadku okazało się, że za najlepszych znawców K-popu trzeba uznać Martinę i Simona (jak dla mnie ich wypowiedzi odznaczały się największym sensem i prawdziwym zrozumieniem kultury, jako osób zaangażowanych, a nie jedynie badaczy analizujących pewne statystyki). Dla większości nie będzie to niespodzianka, skoro ta para od kilku lat mieszka w Korei i - że tak powiem kolokwialnie - całkiem mocno 'siedzi w temacie'. Jednak inne zaproszone osoby sprawiały wrażenie lekkiej dezorientacji. Znaczy wydawało mi się, że właśnie od nich usłyszę coś konstruktywnego, a nic takiego nie nastąpiło, więc poczułam się lekko rozczarowana. Choć sama nie jestem specjalistą, więc nie będę dalej tego roztrząsać.
    Jednocześnie nasunęło mi się na myśl kilka wniosków. Znaczy jest ich całkiem wiele, jednak napiszę o najważniejszych. Po pierwsze, wydaje mi się, że co poniektórzy podchodzą do zjawiska K-popu zbyt poważnie, serio serio, niczym straszliwi krytycy. Tymczasem to jest: kultura POPularna - co znaczy mniej więcej tyle, że jest dość łatwo przyswajalna (oczywiście u gardzących tego typu rzeczami spowoduje ona co najwyżej odruch wymiotny - szczególnie wersja 'wszystko jest piękne, puchate i różowe' plus oczywiście falę krytyki, ale dla większości, będzie to coś czego miło jest posłuchać, jest fascynujące, lub oszałamiające, choć niekoniecznie przynoszące jakieś wielkie przewartościowania w nasze postrzeganie świata. Po prostu pop-kultura. 
   Choć tak, jestem świadoma tego, że o dziesięciu tysiącach rzeczy związanych z tym tematem można by napisać niejedną  książkę. I nie bagatelizuję tego, że wielu profesjonalnych znawców kultury na poważnie zajmuje się całym tym zagadnieniem. Jestem za, bo jest o czym mówić, ale mam czasem wrażenie, że marnuje się setki słów na roztrząsanie rzeczy mało ważnych, a wielu istotnych tematów w ogóle się nie podejmuje. Powtarza się ciągle i ciągle to samo, niczym jakiś utarty schemat, bo o ile już widzę jakiś program, to dokładnie tak to wygląda. Choć trochę rozumiem, bo zwykle tworzy się je z myślą o osobach, które o owej kulturze nie mają pojęcia, jednak mimo wszystko, powtarzanie stereotypowych skojarzeń czasem razi. I nie rozumiem wielu argumentów, których zwykle używa się do określenia twórczości koreańskiej, szczególnie w dość nieprzychylnych opiniach, bowiem znaczną część z nich można by określić jako przymioty ogólnie pojętej popkultury lub show biznesu, bez względu o jakim kraju jest mowa. Weźmy np. perfekcjonizm, który zawsze jest przytaczany, kiedy mowa o cechach k-popu. Czy nie wszyscy artyści szeroko pojętej popkultury nie dążą do tego? Wydaje mi się, że jednak tak. W Korei jest to może bardziej widoczne, bo składa się na to nie tylko śpiew, wygląd, czy takie czy inne dopracowanie teledysku (bo nikt nie przekona mnie, że artyści Zachodu nie zwracają na to uwagi, lub że kanon piękna nie gra roli), ale też choreografia (wydaje mi się, że choć Zachód w jakimś stopniu wykorzystuje taniec, to patrząc przekrojowo, w koreańskim popie jest go o wiele więcej) i oszałamiające koncerty, które swoistym wizualnym 'przepychem' mogą odebrać mowę. Z drugiej strony możemy mieć takie wrażenie również przez ilość wysiłku włożoną przez idoli w przygotowania i treningi, ale i tym razem jeśli spojrzy się na średnią liczbę czasu jaką większość ludzi w Azji poświęca na pracę, to przestaje to być aż tak niezwykłe. Ot tamtejsza cecha kulturowa.
   Inną sprawą jest fakt, że po raz kolejny odniosłam wrażenie, że fanów K-popu traktuje się jak ignorantów, którzy patrząc ślepo w swoich idoli na ich podstawie kreują własny obraz współczesnej Korei - milusich fanów swoich kolorowych popowych gwiazdek? Nie wątpię, że paru takich może się znaleźć. Ale o ile miałam kontakt z innymi sympatykami tego szaleństwa i o ile mówi mi to własne doświadczenie, to nie poprzestaje się na tym, co widzi się w teledyskach czy dramach, ale stara poznać dogłębniej kulturę, która nas zafascynowała (no chyba, że nie zafascynowała, wtedy koniec tematu). I wielu fanów nie tylko przekroczyło już próg nastu-lat, ale również skończyło studia. Dziwi mnie to, że ktoś może myśleć, iż nie odróżni się wizerunku osoby w pewien sposób wykreowanej przez stylistę, w pełnym makijażu, ostatecznie dodatkowo poddaną skrupulatnemu retuszowi od realnego obrazu, z którym stykamy się na każdym kroku. Z drugiej strony wymaganie od przykładowego nastoletniego fana poznania wszelkich powiązań kulturowych, tła historycznego i pradawni bogowie wiedzą czego jeszcze, wydaje mi się nieco zbyt wymagające. Bo tu przede wszystkim chodzi o muzykę. I czasem dorabianie ideologi jest niczym szukanie dziury w całym, choć czasem potrafi być to całkiem fascynujące, o tak.
     I nie chcę tu wyjść na wrednego hatersa. Po prostu przy tej okazji moje skumulowane myśli jakoś ostatecznie się wykrystalizowały. I nie będę bezpośrednio też odnosić się do jakichś konkretnych wniosków, które pojawiły się w programie. Jednak przeglądając burzliwą dyskusję w komentarzach pod filmem stwierdziłam, że zapewne ile osób tyle stanowisk. I powoli dochodzę do wniosku, że czuję się czasem tym całym napięciem nieco zmęczona.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz