niedziela, 23 grudnia 2012

przedświąteczny rozgardiasz

Jeśli zwariować to właśnie teraz.

Już od czterech dni siedzę w mej górskiej dolinie, radując się ucieczką od miejskiego harmidru. Nie żeby domowe przygotowania nie przynosiły niespodzianek. Jeszcze nie zdarzyła się idylliczna sytuacja, by wszystko poszło, jak to mówią - po maśle. 

Jak zwykle w ostatnim momencie pojawiają się budzące grozę znaki zapytania w postaci np.: czy mamy sprawne światełka choinkowe? Jakby bez nich święta nie miały sensu. Osobiście je uwielbiam i bynajmniej nie znikają z mego pokoju wraz z przybyciem wiosny. W tym roku generalne sprawdzanie ich działania spowodowało wybicie korków i śmierć mojej żarówki (zdarzenie staje się bardziej bolesne, po przejściu na tryb energooszczędny). Próba jej wymienienia skończyła się tym, że najpierw długo naradzano się: jak też mogło się to stać (?!), po czym wykręcona została cała lampa, bo żarówka ogłosiła wszem i wobec, że zostaje. Postanowiono czekać na specjalistę, czyli pana domu. Ostatecznie wieczorem wchodząc do pokoju poczułam się jak w dżungli. Bo zdemontowali mi papierową osłonę z klosza. Ja zrobiłam: jaaaa czadzior! Moja Siostra stwierdziła, że powstała ornamentacja ją przeraża i ucieka. Jak na razie jest jak jest. Jak oświecę lampę na biurku (też bez klosza - to chyba powoli staje się moim znakiem rozpoznawczym) jest trochę mniej fiksacyjnie.

Poza tym nowe lampki jednak zdobyłam. Wbrew temu co mówi wizualizacja są białe. Mój aparat przechodzi kolejną fazę buntu. Już dawno nie robiłam zdjęć, zdążyłam zapomnieć jaka to frajda. Choć moja cyfrówka pozostawia wiele do życzenia. 
Nauczyłam się też tworzyć żurawie origami! Większość pewnie stwierdzi, pfff co w tym trudnego? W moim przypadku jednak dwie pierwsze próby zakończyły się fiaskiem. Już traciłam nadzieję w moją kreatywność, jednak nie dałam za wygraną i w końcu się udało. Jak na razie mam jednego osobnika, potrzeba mi całego stadka.






Ha! I lektury na czas świętowania. A w nich to, co artyści o sztuce piszą. Możecie wierzyć, albo nie, ale już wielokrotnie spowodowali uśmiech na mej twarzy. Z całym szacunkiem, ale czasem piszą takie fanaberie, że trudno zachować powagę. Potem patrzycie... Platon... Da Vinci... A rzeczywistość już nigdy nie będzie taką, jaką była ;).

A na koniec jeszcze szalony ptasiec śpiewający Last Christmas  (Jedyne wykonanie, które toleruje. Zwykle ta pieśń przyprawia mnie o ciarki.):
http://www.youtube.com/watch?v=WzUbVnToUuc
:D



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz