I... Biskupin!
Choć przyznam szczerze jakoś mnie zaskoczyła małość tego dawnego, przeszlachetnego grodu, którego wizerunek widnieje w każdej książce do historii. Na szklanym ekranie ochoczo pokazują archeologiczne event'y. Zawsze gwarno, jakoś tak przestrzennie... I nagle okazuje się, że stoją chałupy (czy jakim określeniem powinno nazwać owe budynki mieszkalne)... ale tylko dwie. Moje wspomnienia, lekko już zatarte, kiedy to oglądałam Tajemnice Sagali, z ekscytacją ściskając w rękach poduchę, roztrzaskały się w zderzeniu z rzeczywistością.
Aczkolwiek... bez wątpienia warto odwiedzić to miejsce. My trafiliśmy na lekko niesprzyjające warunki. Po kilku dniach słońca pogodzie nagle się odwidziało i nad Biskupin nadciągnęły ciemne chmury, zwiastujące rychły deszcz. Jednak nie taki diabeł straszny. Widocznie jakieś dobre duchy miejsca odgoniły złą aurę i parasole nie były nadto konieczne.
A po obejrzeniu zdjęć, doszłam do wniosku, że Biskupin rządzi jeśli chodzi o tablice, oznaczenia, szyldy... zwał jak zwał.
I super szyldo-colection :)
Shrek...?
Dla panien szukających księcia :)
...
Biskupin. Detal.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz