sobota, 22 października 2011

czas nie zając nie poczeka...

...jak mawiała Violetta Kubasińska.
No... mniej więcej.
Biorąc sobie to powiedzenie do serca staram się walczyć z moim lenistwem i hibernacją, w którą zdarza mi się czasem bezwiednie wpadać. Zaskoczona nieoczekiwanymi zmianami okoliczności wpadających znienacka na tory moich pragnień, równocześnie drżę myśląc o stojących przede mną wyzwaniach. A co gorsza oczekiwaniach, które złożono na barkach mojej osoby. 
Bezwiednie przetaczam oczy po linijkach mądrych książek. Zapoznaję się z zawiłymi dziejami kolejnych prądów artystycznych, ich pokrętnych przedstawicieli, a w przerwach między tym wszystkich wchodzę w świat absurdu socrealizmu. Dostrzegam wielką czarną dziurę umysłu historyka, których wkracza w świat sztuki XX wieku. 
Jednocześnie nie daję się zwariować presji obowiązków. Dręczę struny głosowe, maltretuje buty i szukam jak na razie nie-naukowej książki do przeczytania, bo ostatnio jakoś mój instynkt mola książkowego utknął w umieralni i nie chce się podźwignąć.
...


Co przyznać trzeba poranek dzisiejszy nie zachęcał do działania. Na szczęście pogoda wyszła z owego stanu depresyjnego i obecną jej kondycję można uznać za zadowalającą. 


A soon or later kolejna odsłona moich wariacji. Jak na ten czas obowiązuje mnie święte milczenie.


A ostatnio straszliwie myśli mąci nuta:

...

A na sam koniec słowa, po których o mało nie spadłam z łóżka. Wynik wstępnej części kwerendy obranego tematu. Tekst, który wzbudził jednocześnie wybuch śmiechu i zatrwożenie. 

Pomnik Lenina z Nowej Huty, sprzedany do Szwecji w 1992 roku, zaczął uzdrawiać ludzi? "Ja widzę!", "Mogę chodzić!", "Słyszę!!!" - od pewnego czasu tego typu okrzyki można usłyszeć pod pomnikiem. Czy Lenin zostanie ogłoszony nowym świętym? 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz