Kuliście skurczony gołąb, na progu jednej ze sławkowskich kamienic, spojrzał nieprzyjaźnie na nacierającego ludzia. Tym ludziem oczywiście byłam ja. W miedzy-zajęciowym optymizmie. Krocząc w muzealne ściany Kanoniczej ulicy. Wyciągnęłam telefon, uwieczniłam biedaka. Wyobraziłam sobie, że pośród zimowych mrozów, obwinięta przydługawym szalem stanowię podobny obraz.
I w muzyce zamykam dzisiejszy dzień. Wyznaczony begiem krakowskich ulic. Tłumem przechodniów. Miniętymi szczegółami. Czekoladowym ciastem. Upolowanym kresowym swetrem.
Dobry dzień.
Mimo lekkiej dysfunkcji emocji.
Psychodeliczna muzyka i krwiożerczy gołąb. No tak - to Kraków ;)
OdpowiedzUsuń